Impreza rozpoczęła się tradycyjnie mianowaniem w meeting housie a skończyła... no cóż. Poszliśmy kulturalnie do steakhous'u napić się herbaty, zagryźć ciastkiem z kremem.
Jak już od herbaty dostaliśmy czkawki, a o ciastkach zapomnieliśmy, zjedliśmy po kebabie na ostro, falaflu na cienkim z surówkami z kapusty, wyrwaliśmy wszystkie kelnerki (albo tak nam się wydawało) i pożegnaliśmy Pawła.
Następnie postanowiliśmy trochę pokicać na parkiecie. Po drodze poganialiśmy się właściwie nie wiadomo po co, przeoraliśmy zębami przydrożne rabatki. Jak zaczęliśmy się ruszać okazało się, że obok ruszają się Junaki z Międzychodu... i Relaxed Riders. PRM jest wszędzie...
Na koniec pożegnaliśmy się i rozeszliśmy aby i tak ponownie spotkać się o 2 pod kebabem. Ot, piątek jak każdy następny...
A Pawłowi i Gacowi gratulujemy wytrwałości, postawy... i wspaniałych kobiet u boku.