Wyjazd zaplanowaliśmy na czwartkowy poranek i tak około 9.00 rano w Boże Ciało na Shell’u zebrał się następujący skład: Smaru, Mięki, Shrek, Tad oraz Kowal z połóweczkami na plecach oraz Księciu (jeśli był z połówką to schował ją w sakwie) z zamiarem upolowania niedźwiedzicy.
Podróż do celu upływała w komfortowych warunkach atmosferycznych – optymalna temperatura i umiarkowane słońce pomagały poradzić sobie ze zmęczeniem. Podczas międzylądowania w karczmie pod Rzeszowem zaliczyliśmy wypaśny obiad a na miejsce, czyli do Krzywych k/Cisnej, dotarliśmy ok 18.00. Po zakwaterowaniu w pokojach, rozpakowaniu bagaży i ciepłej kąpieli zarządziliśmy ognisko aby podziwiać uroki bieszczadzkich nocy.
W piątek rano zaskoczyło nas duże zachmurzenie i opady deszczu. Z braku laku męska część ekspedycji czyli Kowal, Mięki, Shrek oraz Smaru zrobiła wypad nad lokalne stawy aby zdobyć pożywienie dla stada. Przy pomocy wędek i siły mięśni złowili kilka smacznych pstrągów. Około południa pojechaliśmy całą załogą do Wetliny na obiad i mały wypad na górę Jawornik celem spalenia kilku świeżo nabytych kalorii. Po zdobyciu szczytu u nizinnych alpinistów wystąpiły palpitacje jednak humory i dobry nastrój nas nie opuszczał. Po pozornie łatwiejszym zejściu z góry wróciliśmy do miejsca kwaterunku i w błyskach pięknej burzy rozpoczęliśmy smażenie pstrągów. Ok. 22.30 w piekielny deszcz dotarł do nas Żaku z małżonką – cwany lisek zdążył w samą porę na gotową rybkę.
W sobotę po szybkiej pobudce i śniadaniu czym prędzej wskoczyliśmy na motocykle aby cieszyć się beztroską jazdą po winklach pętli bieszczadzkiej. Obowiązkowe punkty objazdówki wyznaczyliśmy w Solinie, Ustrzykach Górnych i Dolnych a na koniec w Polańczyku. Do Krzywych zjechaliśmy na kolację, po której dość szybko położyliśmy się do łóżek aby ładować akumulatory na poranny start podróży powrotnej.
Wyruszyliśmy w niedzielę około 10.00; zatankowaliśmy rumaki w Cisnej i w drogę. Po kilku ostatnich górskich winklach, odkręciliśmy manetki i błyskawicznie znaleźliśmy się w okolicach Rzeszowa, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad. W Ostrowcu Świętokrzyskim mieliśmy spotkanie z nieoznakowanym radiowozem; szczęśliwie odbyliśmy jedynie kontrolę i bardzo miłą rozmowę z funkcjonariuszami (obyło się bez mandatów). Później droga dłużyła się nam coraz bardziej a to ze względu na panujący ruch. Około 20.00 minęliśmy tablicę Skierniewic i po rzewnych pożegnaniach rozjechaliśmy do swych domów.
Do wachlarza wspomnień dodaliśmy kolejną bardzo miłą wycieczkę – aktywnie i wesoło spędzony weekend. No i oczywiście niezapomniane bieszczadzkie winkle. Zapraszamy do galerii fotosów z wyprawy.